Moja Politechnika, studia w trudnych czasach

04-12-2020

Praca Pana Jerzego Nowakowskiego, absolwenta Wydziału Mechanicznego z 1964 roku uzyskała wyróżnienie w konkursie "Moja Politechnika"

Gdy w 1951 roku kończyłem Liceum Przemysłu Metalowego w Łodzi dyrektor poinformował nas – absolwentów, że wszyscy otrzymamy trzyletnie nakazy pracy. Najlepsi uczniowie, to znaczy członkowie ZMS, a było ich pięciu, mają prawo zdawać na wyższą uczelnię. Nazwiska tych uczniów przekazano na Politechnikę Łódzką. Mnie na liście nie było, nie należałem do ZMS, więc pozostał mi nakaz pracy.

Marzenia o studiach, nakaz pracy i służba wojskowa

Do wyboru mieliśmy: budowę Nowej Huty, Fabrykę Samochodów w Nysie lub Fabrykę Maszyn Papierniczych w Cieplicach. Wybrałem Cieplice. Nakazy pracy zwalniały z obowiązkowej służby wojskowej, ale już pracując w Cieplicach dostałem wezwanie do wojska. Dostałem pismo reklamacyjne z zakładów, ale go nie pokazałem, powiedziałem, że reklamacji nie uwzględniono.

I tak w listopadzie 1952 roku znalazłem się w pułku artylerii. Skończyło się marzenie o Politechnice. W drugim roku służby wojskowej wystąpiłem do dowódcy pułku (Rosjanina) o wcześniejsze zwolnienie mnie z wojska, jeżeli zdam egzamin na Politechnikę. Zdałem, ale po śmierci Stalina w 1953 roku nastąpiły w pułku zmiany. Dowódcą został Polak, który nie zgodził się na wcześniejsze opuszczenie koszar.

Początki studiów

Zgodę na studiowanie dostałem dopiero w 1955 roku, po dwóch latach pracy w Zakładach Prexer. Zdałem egzamin i stałem się studentem pierwszego roku na Wydziale Mechanicznym PŁ na Studium Wieczorowym.

Mój pierwszy rok rozpoczął się 1 września 1955 roku. Ciekawym przeżyciem było pierwsze spotkanie z kadrą profesorską Wydziału. Powitał 165 studentów prof. Janowski. Rozejrzał się po auli w lewo i prawo i powiedział: „Dużo jest tu was, ale zastanówcie się, czy wybraliście właściwą uczelnię. Widzę po niektórych twarzach, że bardziej się nadają do baletu, niż na Politechnikę.” Miał rację, bo po sześciu latach studiów Wydział Mechaniczny ukończyło 24 studentów. Ciekawe było to, że na pierwszym semestrze pierwszym egzaminem były Podstawy marksizmu-leninizmu. Potem były już przedmioty techniczne. Pierwszy rok wykruszył się prawie w połowie. Ja zakończyłem bez wpadek.

Audytorium im. A. Sołtana w latach 60. – zna je każdy, kto studiował na PŁ Audytorium im. A. Sołtana w latach 60. – zna je każdy, kto studiował na PŁ

foto: arch. PŁ

Historia kilku egzaminów…

z fizyki

Na drugim roku miałem dwa semestry z fizyki. Przystąpiłem do egzaminu z działu elektrotechnika. Egzamin pisemny zdawaliśmy po sześciu w pokoju adiunktów. Pisałem o prawach Kirchhoffa i Faraday’a, wydawało mi się, że znam temat. W pewnym momencie zabrakło mi papieru. W tym czasie adiunkt Juraszyńska wyszła do pokoju obok odebrać telefon. Podszedłem do teczki leżącej przy drzwiach po czystą kartkę. W tym momencie, po skończonej krótkiej rozmowie, wchodzi pani Profesor (tak ją tytułowaliśmy) i widzi, że odchodzę od teczki. -„Co pan tu robi? Proszę pokazać mi teczkę!” A w teczce notatki z fizyki i czyste kartki. – „Proszę dać mi swoją pracę pisemną i indeks.” Rzuciła okiem na treść i powiedziała –„Źle!”. Wpisała do indeksu dwóję! Jak się okazało, to pomyliłem prawo Faraday’a z Kirchhoffem. Tłumaczę, że tak nam pani wykładała.(Skrypty były trudne do zdobycia). –„Pan jest studentem, ma pan studiować, a nie uczyć się. Proszę powiedzieć Dziekanowi, że ja nie będę pana egzaminować.” Pan Dziekan powiedział, że będzie rozmawiał z panią adiunkt. -„Ma pan prawo zdawać jeszcze dwa razy. Potem egzamin komisyjny”.

Niezdany egzamin wisiał mi przez kilka miesięcy, ale na wykłady chodziłem. Pewnego zimowego dnia miałem laboratorium z fizyki. Gorąco na sali, pani adiunkt prosi o otwarcie okna. Pierwszy wskakuję na parapet (wysoko, ok. 1,4 m.) i otwieram okno. Spojrzałem z parapetu na panią adiunkt. Uśmiechnęła się, a po wyjściu z sali powiedziała, że mogę przyjść na egzamin. Zdałem ten zaległy i następny – wskoczyłem na trzeci rok.

z teorii mechanizmów

Na trzecim roku miałem teorię mechanizmów w katedrze prof. Parszewskiego. Tu dopiero miałem „schody pod górkę”. Ćwiczenia prowadził adiunkt Bartoszewski z Centralnego Biura Technicznego Maszyn Włókienniczych. Narysował na tablicy układ mechanizmów. Przyjrzałem się i zwróciłem uwagę, że układ ten jest nierozwiązalny. Co z tego, że miałem rację… Dziesięć razy podchodziłem do egzaminu pisemnego i oblewałem za każdym razem. Za jedenastym razem – po egzaminie pisemnym mam przyjść na ustny. Egzaminował prof. Parszewski – adiunkt był w delegacji. Widziałem jak pięć z sześciu ocen profesor poprawił: z 2 na 3 i z 4 na 5. Egzamin zdałem, a po egzaminie opowiedziałem profesorowi całą historię. „Szkoda, że pan do mnie wcześniej nie przyszedł i o tym nie powiedział” – usłyszałem. Tak więc raz w miesiącu egzamin i dwója, no i 11 miesięcy do tyłu.

z obrabiarek

Klasą był prof. Leon Burnat. Wykładał obrabiarki do metalu. Przychodził na wykład z jedną kartką papieru. Wiedzieliśmy, że należy wpisać swoją obecność. Książek i skryptów wtedy nie było. To, co student zanotował i narysował – to była cała wiedza na egzamin ustny. Egzamin zaczynał się od sprawdzenia obecności na wykładach.

Gdy zgłosiłem się na egzamin profesor zarzucił mi, że ja nie lubię obrabiarek. Pokazałem notatki z wykładów. Po ich obejrzeniu profesor stwierdził, że chodziłem, a po zdaniu przeze mnie egzaminu szpilorem szewskim przebił notatki. Z tym notatnikiem nie mógł już przyjść inny student.

Po materiały do dyplomu…

do ZSRR

Na piątym roku otrzymałem od prof. Burnata temat pracy dyplomowej: „Zaprojektować automat tokarski 5-cio wrzecionowy”. Szukałem materiałów do tej pracy w różnych bibliotekach, również w Fabryce Obrabiarek w Tarnowie. Nic nie znalazłem, za wyjątkiem prospektów z Targów Poznańskich.

W Metalexporcie w Warszawie zdobyłem informacje, że producentami podobnych automatów są zakłady metalowe im. Ordżonikidze w Kijowie i w Moskwie oraz w Birmingham w Anglii. Wyjazd do Anglii odpadał, pozostał mi wyjazd do ZSRR. Ale jak to zrobić? Za namową kolegi zapisałem się do ZMS. Teraz pomógł mi właśnie on – działacz ZMS-u. Zapisał mnie na wycieczkę do Kijowa i Moskwy jako działacza młodzieżowego.

W Kijowie powiedziano mi, że produkcja automatów została przekazana do Moskwy. Jadę z wycieczką do Moskwy. Zrywam się z grupy i odnajduję na placu Smoleńskim Stankoeksport, odpowiednik naszego Metalexportu.

Stankoeksport mieścił się w gmachu Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Wchodzę, w drzwiach stoi dwóch oficerów. „A wy szto?” – pyta się lejtnant. Mówię, że przyjechałem z Polski, jestem studentem i interesują mnie automaty tokarskie. Posadzono mnie w holu. Cały czas asystował mi młodszy stopniem oficer. Czekałam ok. dwóch godzin i gdy chciałem skorzystać z WC poszedł ze mną, wskazał mi kabinę. Po moim wyjściu sprawdził kabinę, czy „czegoś” tam nie zostawiłem. Wracam na ławkę.

Wreszcie przyjeżdża „pracownik” z 22 piętra i egzaminuje mnie, skąd ja wiem o tych zakładach. Pokazałem prospekty z Metalexportu. Po pół godzinie przychodzi inny pracownik i informuje, że zakłady w Moskwie przekazały produkcję do Kijowa. On nie może mi pomóc. „Byłem w Kijowie” – mówię – „tam powiedzieli, że produkcję przekazali do Moskwy”. Konsternacja, milczenie, kazał mi poczekać. Przyniósł mi prospekty targowe. Podziękowałem i wyszedłem.

do Anglii

Po powrocie do kraju poprosiłem znajomego, aby napisał list do Anglii. Po dwóch tygodniach dostaję paczkę różnych dokumentacji, w tym rysunki automatów. To mi wystarczyło. Spóźniony przystąpiłem do projektowania automatu. Pracę miałem zaawansowaną i uzgodnioną.

Kłopoty z finałem dyplomu

W międzyczasie profesor Burnat przeszedł na emeryturę. Czekałem 4 miesiące, kto przejmie kontynuację mojej pracy. Przejął ją dr Koryciński, ale nie znał zagadnienia. Kazał odłożyć projekt, miał inną wizję, ale w końcu wrócił do pierwotnego tematu. Po pewnym czasie, już nie w Katedrze Obrabiarek lecz u doc. Zbigniewa Kornbergera w Katedrze Technologii Budowy Maszyn zakończyłem pracę dyplomową. Przez tę sytuację straciłem ponad rok studiów. Później dowiedziałem się, że nie było chętnego do prowadzenia nietypowej pracy dyplomowej.

Kontrakt dla Brazylii

Studiując na piątym roku pracowałem w Zakładach Kinotechnicznych Prexer. Dyrekcja uczyniła mnie odpowiedzialnym za zmiany konstrukcyjne i pilotowanie kontraktu dla Brazylii na wykonanie 100 projektorów kinowych. Po kilku miesiącach otrzymujemy wiadomość, że żaden projektor nie działa. Konsternacja w firmie, „winowajcą” byłem ja. W kontrakcie nie było mowy o prądzie. Po rozmowie na Wydziale Elektrycznym PŁ okazało się, że Brazylia ma inną częstotliwość prądu niż Europa. Politechnika opracowała nowe kondensatory, a po ich wykonaniu pracownik Prexeru pojechał do Brazylii i uruchamiał rozrzucone po całym kraju projektory.

Ja za „zasługi” zostałem najpierw ukarany, potem nagrodzony, a następnie awansowany.

 

Łódź, 27.02.2020 r.